Chodząc ulicami miasteczka Wędziagoła nawet nie zastawnawiamy się, że tu kiedyś mieszkali Żydzi – mieszkańcy miasteczka. Przechodzimy obok domów, w których oni handlowali, szyli, heblowali, mełli, uczyli się i modlili. Prawda, tych domów już niewiele pozostało...
Na początku XVI wieku przy dworze i wsi Wędziagoła, które należały do Rostowskich, Chłopickich i Hartowskich, tworzyło się miasteczko. Otrzymało ono przywilej posiadania rynku i miejsc handlowych. Źródła historyczne mówią o tym, że już wówczas Żydzi mieszkali w Wędziagole.
Późniejsze wpisy historyczne konstatują skład narodowościowy miasteczka, w którym razem z katolikami Polakami i Litwinami, staroobrzędowcami Rosjanami mieszkali również Żydzi.
W końcu XIX – na początku XX wieku ilość mieszkających w miasteczku Żydów wynosiła około 1000 osób. Jednak na skutek prowadzonej imperialnej polityki przez władze carskiej Rosji i początku Pierwszej Wojny Światowej oraz jej skutków, niemało Żydów opuściło Wędziagołę i ich liczba już nigdy więcej nie była taka, jak przed wojną.
Jeszcze przed Drugą Wojną Światową większość mieszkańców miasteczka Wędziagoła stanowili ludzie narodowości żydowskiej. Przed wojną było tu ponad 20 sklepów, wśród nich - 7 dużych. Prawie w każdym domu gdzie mieszkali Żydzi był czynny sklep, gdzie można było kupić różne towary. Właściciele tych sklepów to: Jankielowa, Rabsztein, Szmuila, Oszer i inni. Na ulicy Łaźni (obecnie ul. Vejo (Wiatru) działał mały zakład garbarski. Były tu wyrabiane skóry bydlęce, pracował tu Żyd Irsza. Był on też uważany za najlepszego krawca w miasteczku. Na tej ulicy działała też łaźnia, w której mieszkańcy mogli się myć. Na ulicy Kłajpedzkiej (obecnie ul. Taikos (Pokoju) była pracownia szklarza. Żyd-szklarz troszczył się o dostawę szkła dla wszystkich mieszkańców miasteczka i okolic oraz szklił okna. Była tu również restauracja-lodziarnia Żyda Moltka, gdzie były produkowane lody, które sprzedawano również na miejskim placu. W miasteczku działały również trzy karczmy. Na ulicy Kłajpedzkiej zbożę mleł nowoczesny, jak na owe czasy, nowozbudowany młyn Żyda Gorelika. Na ulicy Kiejdańskiej działał drugi młyn Żydów Oszera i Mejera, którego trzypiętrowy budynek, dość zaniedbaany, przetrwał do dziś. Obok młyna była też czesalnia wełny. Na tej samej Kiejdańskiej ulicy znajdował się żydowski dom modlitwy – synagoga, a obok niej – szkoła, gdzie się uczyły żydowskie dzieci. Była też kuźnia i prosperowało wiele drobnych sklepików. Ulica Kiejdańska była gęsto zamieszkana - stało tu dużo żydowskich domów, których dziś już nie ma, zostały one zbużone. A i ulica była o wiele dłuższa, domy stały prawie do końca sośniaka Borka. Sośniak Borek był bardzo ceniony przez Żydów. W soboty, w świętym dniu Szabasu, szli oni z rodzinami do lasku odpoczywać. Jedni, po przywiązaniu do drzew hakamów, leżeli na nich, drudzy – lokowali się na trawie, w cieniu sosen. Nieopodal, w tak zwanym drugim lasku, znajdował się stary żydowski cmentarz opasany rowem. Tu Żydzi według zasad swojej religii i tradycji w ciągu wielu lat chowali zmarłych. Wiele jeszcze można byłoby wyliczyć usług, które gospodarzom z naszych okolic świadczyli Żydzi, m. in. jechali do nich i skupywali wyhodowane plony albo je wymieniali.
Wszystko się urwało w lipcu-wrześniu 1941 roku.
Wszyscy oni, wędziagolscy Żydzi - młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, dzieci zostali rozstrzelani... Ponad 30 - tuż obok, w lasku, na przedpolu starego żydowskiego cmentarza. Inni w borze, w Bobtach. Rankiem, w dniu rozstrzeliwania, starosta miasteczka przyprowadził na wybrane miejsce w borze w Bobtach, nieopodal Niewiaży, kilkudziesięciu mężczyzn z Bobt i okolic i kazał im wykopać dół o długości 50 m, szeroki na 1 m i głęboki na 2 metry. Jego kopanie ukończono około godziny 14. Wówczas na miejsce mordu przyjechały dwie ciężarówki z żołnierzami trzeciej kompanii 1 batalionu litewskiej policji (około 50 mężczyzn). Dowodzili nimi oficerowie B.Norkus, J.Barzda i A.Dagys. Aresztowani Żydzi przez miejscowych „partyzantów“ i policjantów z miasteczka byli dostarczeni na miejsce kaźni. Część Żydów, którzy nie mogli iść (starców, małoletnie dzieci) przywieziono wozami. Żydzi byli rozbierani do bielizny i grupami prowadzeni nad dół, gdzie byli ustawiani na jego krawędzi twarzami w stronę dołu. Na rozkaz oficerów żołnierze strzelali Żydom w plecy. Do rozstrzeliwania przyczyniło się też kilkoro miejscowych „baltaraisztisów“. Najpierw zostali rozstrzelani mężczyźni, a potem kobiety, dzieci i starcy. Zmieniając się, strzelali wszyscy żołnierze trzeciej kompanii. Mord trwał kilka godzin. Według świadków, rozstrzelano tam 300-400 Żydów z Bobt i Wędziagoły. Po dokonaniu zbrodni miejscowi i przybyli mordercy podzielili między siebie lepsze ubrania ofiar oraz bardziej wartościowe rzeczy. Według raportu K. Jagera rozstrzelano 83 Żydów z Bobt i 252 z Wędziagoły (ogółem 335 ludzi). To mniej więcej odpowiada ilosci ofiar wskazanych przez świadków (300-400). Według zeznań jednego ze świadków, morderstwo Żydów z Bobt i Wędziagoły obserwował jeden Niemiec z aparatem fotograficznym.
Po tych masowych mordach dokonanych w lipcu-wrześniu 1941 roku w Wędziagole zabrakło 400 osób żydowskiej narodowości, Żydów – obywateli Litwy, mieszkańców miasteczka. Niewielu z nich udało się uratować, a i ci zostali później złapani i rozstrzelani w IX Kowieńskim Forcie. Po wyniszczeniu wędziagolskich Żydów ich majątek został rozgrabiomny przez miejscowych zabójców Żydów - „baltaraiszcziów“, litewskich „partyzantów“, a później sprzedawany w okolicznych wsiach oraz Kownie. Jedne żydowskie domy zostały sprzedane, inne – po cichu były tendencyjnie niszczone... Trwało to długo, nie tylko w czasie wojny, ale też za władzy sowieckiej. Tak była niszczona żydowska spuścizna i pamięć o nich, nic nikomu nie opowiadając, negując zbrodnie i swoje ciemne sprawki.
Polacy z parafii wędziagolskiej pomagali Żydom ukrywającym się przed zbrodnią holocaustu. W parafii wędziagolskiej nawet kilka rodzin: Truskowskich, Wonżodów, Eimontów, Koczanów pomogło wyżyć, uratowało od śmierci niejedną rodzinę żydowską. Oto jedna z historii ratowania Żydów. Podczas tzw. Wielkiej Akcji Chawa Łopiańska, jej córka Rywa, syn Josif z żoną Chaną i córeczką Rają zostali rozstrzelani w IX Forcie. Ojciec Chany – żony Girszy Łopiańskiego, Mejer Łobanowski miał duży dom, młyn i sklep w Wędziagole, dobrze znał miejscowych mieszkańców. Różne interesy związane z pracą łączyły z gospodarzami również agronoma Girszę Łopiańskiego. Mejer Łobanowski i jego zięć Girsza Łopiański umówili się z gospodarzem Aleksandrem Wonżodem, by on urządził kryjówkę dla rodzin Łopiańskich i Łobanowskich. Jan Eimont utrzymywał kontakty pomiędzy Aleksandrem Wonżodem i mieszkającymi w getcie rodzinami Łopiańskich-Łobanowskich. W nocy Girsz Łopiański z żoną Chaną i synkiem Jakowem, siostra Chany Asne Lobanovska, siostra Mejera Łobanowskiego Szeina Etl Keidanska i jej mąż Oszer uciekli z getta. Czekał na nich Jan Eimont z wozem naładowanym sianem i przywiezionymi chłopskimi ubraniami dla Girsza i Chany Łopiańskich, którzy zajęli miejsce woźnicy, a pozostali uciekinierzy ukryli się w sianie. Jan Eimont jechał na rowerze przodem, by móc w razie potrzeby uprzedzic o grożącym niebezpieczeństwie. Udało się im szczęśliwie dotrzeć do gospodarstwa Aleksandra i Malwiny Wonżodów nieopodal Wędziagoły. Kryjówka, w której uciekinierzy ukrywali się jesienią i zimą 1943-1944 roku została urządzona pod podłogą chlewa, a na wiosnę 1944 roku Aleksander Wonżód urządził nową kryjówkę w stodole pod sianem, w której rodziny Łopiańskich, Łobanowskich i Kiejdańskich doczekały się wyzwolenia. Ratujący zostali uznani za Sprawiedliwych wśrod Narodów Świata i nagrodzeni.
Odwiedzając stary żydowski cmentarz w Wędziagole i znajdujące się nieopodal miejsce mordu rozumiemy, że nie jest to jedynie miejsce pogrzebania. To część historii i kultury Wędziagoły i całej Litwy.
Ryszard Jankowski
Czytaj więcej...