W nocy z piątku na sobotę rozgniewany mieszkaniec wsi Sawaczany w rejonie kiejdańskim dwoje swoich dzieci wrzucił do studni. Takie zachowanie wzbudziło zgrozę nie tylko wśród sąsiadów, ale też wśród mieszkańców całej Litwy. Dwuletniego chłopczyka i trzechmiesięczną dziewczynkę wydostano ze studni bez oznak życia. Ta straszna tragedia zmusza do zastanowienia się, dlaczego człowiek tak się zachował. Powstaje pytanie, czy wogóle jest on człowiekiem?
Rodzina ta przed siedmioma laty przybyła w te okolice z innego rejonu i zamieszkała we wsi Sawaczany, która należy do wędziagolskiej parafii. Starzy mieszkańcy wsi, przychodzący ciagle do wędziagolskiego kościoła pw. Świętej Trójcy, z którymi znamy się od dawnych czasów,
zapytani o to, co się stało, że szanowana wieś, w starych źródłach historycznych wspominana jako polska okolica szlachecka Sawaczany, bardzo pobożna, składająca wiele ofiar na kościół (niejedno woto z tej wsi wisi przy słynącym z cudów krzyżu), teraz zabija swoje dzieci, jak w czasach Heroda w Jerozolimie, próbują przeanalizować wydarzenia z przeszłości i obecny stan swego życia.
Rozpoczynają tę analizę od okresu powojennego. Wielu miejscowych mieszkańców zostało wywiezionych na Syberię, zabrano im ziemię. Nie pozwolono im tu powrócić w późniejszych latach, dlatego wyjechali do Polski. Ci, którzy pozostali, swoją biedę klepali w kołchozie. Do wsi sprowadziło się wielu ludzi z innych miejscowości na Litwie. Zaczęly powstawać mieszane rodziny. Trwało agresywne ateistyczne wychowanie w szkole. Miejscowa młodzież, która chodziła do kościoła, była ciągle prześladowana. Przysłani, nie miejscowi, kierownicy kołchozów i wspólnot, nauczyciele w ciągu wielu lat niszczyli wiejskie tradycje, duchową i kulturalną świadomość mieszkających tu ludzi. W końcowym efekcie ilość przybyszy przeważyła liczbę miejscowych mieszkańców.
Ginie stara wieś. Ostatnie dwudziestolecie stało się decydujące: starzy mieszkańcy kończą swój żywot, młodsi, chcący pracować – wyemigrowali. Ich miejsce zajmują przybysze, którzy na dodatek mają wielki pociąg do alkoholu. Takich nie obchodzi ani wiara, ani tradycje. Z ich powodu cierpią starzy mieszkańcy Sawaczan, którzy są przez nich oszukiwani i okradani. Pozostaje tylko ciemność i piwo...
Obecna tragedia w Sawaczanach dojrzewała stopniowo. Jest owocem wielu dziesięcioleci degradacji mieszkańców wsi i miejscowej władzy. Pożałowania godny, bolesny stan rzeczy. Czy może on ulec zmianie?
Ryszard Jankowski
Czytaj więcej...